Krzysztof Ciach's

personal website

music stuff

< back

O muzyce

Otwarcie XX wieku na świecie to czas niepokoju, z mojej perspektywy także era chaosu i zderzeń.

Wojny, bum medialny (powstanie radia, telewizji, kina) i technologiczny (np. możliwość nagrywania dźwięku), przemiany społeczne (emancypacja, likwidacja niewolnictwa w USA) odbijają się także w sztuce. Możliwość podróży, coraz szybszej komunikacji, dostępność środków (np. syntetyczne tańsze barwniki) sprawia, że liczba powstających kierunków, nurtów, gatunków jest niezliczona.

Najłatwiej przedstawić mi to na polu muzyki. Lubię myśleć o tym jako o czasie wielkiej kolizji. Nie chodzi mi tylko o to, co się dzieje w muzyce akademickiej: potężne symfonie Mahlera, impresjonizm (i nie tylko) Debussiego, dodekafonia Schonberga, musique d’ameublement Satie, rozciągający, z innej strony, do granic możliwości system tonalny, Strawiński itd., bo przecież w stanach rodzi się powoli muzyka rozrywkowa. Blues zaczyna się sięgać popularnością poza granice delty Missisipi. Z ragtimu rodzi się jazz, którego język muzyczny zainspirowany przez Chopina, Wagnera i Debbusiego, zaczyna się także objawiać w pracach akademików, w tym także wymienionego wyżej Francuza (cóż za sprzężenie zwrotne). Ale dlaczego kolizja? Blues i muzyka poważna, może się wydawać, stoją po dwóch stronach barykady. Z jednej: prostota, ekspresja, serce na dłoni; z drugiej: formalizm, rosnąca złożoności, kalkulacja (co w wcale nie musi dawać bez emocjonalnych efektów). Zderzenie też widać w środowisku akademickim, które, zresztą do dziś, patrzy na całą rozrywkę z wyższością. Oczywiście nie zostaje to bez odpowiedzi — wszyscy buntują się wobec całej “filharmonijnej otoczki”.

Tutaj ciekawą stroną okazuje się właśnie po pierwsze jazz, a po drugie środowisko związane z Tin Pan Alley i Broadwayem, czyli reprezentanci tradycyjnej piosenki amerykańskiej, Great Amercian Songsbook czy po prostu muzyki musicalowej wyrastającej z tradycji opery, operetki i łączącej w sobie stylów tyle ile się dało. Najciekawszym przykładem może być George Gershwin — człowiek stojący w rozkroku pomiędzy piosenką, jazzem a muzyką poważną i to w pięknym szpagacie. On rozumiał, że być może napisanie, zwięzłej w formie, piosenki nie musi być takie uwłaczające, ba, daje to pole do popisu, nadal pozostając względnie łatwe w odbiorze. Kolega Gershwina (też kompozytor), a także jego ulubieniec Irvin Berlin powiedział kiedyś: “Kid, never be shame of write hit”.

25 sierpnia 1918r. w rodzinie rosyjsko-żydowskiej (w Lawrence w USA) przychodzi na świat “pół-mężczyzna, pół-kobieta”. W wieku 13 lat bierze pierwsze lekcje fortepianu, rok później gra już dla publiczności. W 1937r. poznaje Aarona Coplanda — mentora i długoletniego przyjaciela. W roku rozpoczęcia się II Wojny Światowej kończy studia na Harvardzie z wyróżnieniem i zaczyna naukę na Curtis Institute of Music. Punktem przełomowych w karierze Leonarda Bernstein, bo właśnie o nim mowa, jest zastąpienie Bruna Waltera w roli dyrygenta.

Plakat debiutanckiego koncertu Bernsteina

W międzyczasie oczywiście komponuje, lecz nie chciałem tutaj opowiadać o jego drodze twórczej (musicale, piosenki, symfonie, muzyka kameralna, jazz i wiele więcej). Skupię się na jego roli edukatora, nauczyciela, osoby, która także mnie inspiruje do zgłębiania muzyki.


Leonard Bernstein jest pomysłodawcą edukujących koncertów dla młodych, gdzie przedstawia podstawowe koncepcje związane z muzyką. Powyżej debiut tego programu (1958r., NY)


Pierwsze dwa określenia, którego przychodzą mi do głowy, gdy myślę o Lennim, to eklektyzm i otwarta głowa. W pierwszych dekadach XX w., gdy muzyka rozrywkowa nie była traktowana do końca jako “artyzm”, jego wypowiedzi, jako przedstawiciela środowiska akademickiego, były bezcenne. Tutaj trzeba wyróżnić nagranie w ramach programu Inside Pop, niektórzy mówią, że najważniejsze — jedno z pierwszych publicznych wypowiedzi na temat popu, gdzie docieka się, analizuje i przedstawia w innym świetle muzykę młodzieżową.


Jeśli jest jedno nagrania, które musicie zobaczyć, to właśnie to, a przynajmniej pierwsze 30 min.



Rzeczą, którą mi szczególnie imponuje Leonard Bernstein to to właśnie, w jaki sposób wypowiada się o muzyce. Nie chowa się za milionem ciekawostek, nie sprowadza muzyków tylko do osobowości, nazwy wydawnictwa czy trendów, ale opowiada o dźwiękach. Ktoś zapyta: “i co w tym szczególnego?”. W obecnych czasach, gdy recenzje muzyczne są głównie popkulturową analizą kontekstu, w którym dane nagranie powstawało — Bernstein mówiący o motywach, akordach, skalach i melodiach robi szczególne wrażenie. Ktoś inny powie: “Kogo obchodzą te technikalia?”. No właśnie, czy naprawdę technikalia? Lenny udowadnia każdym swoim nagraniem, że to jest właśnie esensja muzyki.

Jeśli nadal Was to nie przekonuje, to zobaczcie, z jaką pasją mówi o muzyce, jak ją przeżywa, np. tutaj, gdy na bieżąco punktuje najlepsze momenty jednej z części 40. Symfonii w g-moll Mozarta (mniej więcej do końca).

Dziś obchodzimy 100. rocznicę jego urodzin z tego powodu mam dla Was listę moich ulubionych wystąpień Leonarda Bernsteina.

(Pierwszą pozycję mamy wyżej — epokowy występ w Inside Pop.)


The Unanswered Question (1973)



Bitych 8 godzin (sam jeszcze nie widziałem od deski do deski) wykładu o muzyce po prostu, w którym Bernstein próbuje wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi. Tłumaczy z ogromnym zaangażowaniem podstawowe pojęcia, próbując posiłkować się analogią do języka; przedstawia zasługi, wkład największych kompozytorów w historii; ukazuje kamienie milowe w muzyce w sposób tak zajmujący, że mamy wrażenie, iż to kryminał w roli głównej z Mozartem, Debussim i Wagnerem. Lecz moment, w którym Bernstein siada przy katedrze i zaczyna opowiadać o Symfoni nr 9 Mahlera, ciarki się pojawiają się na plecach.


Analiza Symfonii nr 6 Czajkowskiego, zwanej Patetyczną



Odkąd pierwszy raz usłyszałem “Patetyczną” na żywo jest jedną z moich ulubionych symfonii. Szukałem potem jakiegoś materiału na temat dzieła Rosjanina — trafiłem na analizę Bernsteina. Kiedy pada zdanie, że całość koncepcji pracy Czajkowskiego polega użyciu mnogiej liczby skal, które ciągle opadają lub rosną — moje spojrzenie, myślę, że nawet na całą muzykę się zmieniło. Dziękuje Lenny!


Debiut telewizyjny Glenna Goulda: Bernstein dyryguje



To akurat polecam wszystkim, którzy chcą zrozumieć, na czym poleca rola dyrygenta. Na podstawie Eroici Beethovena Bernstein, dyskutując nawet sam ze sobą, przedstawia problem w sposób przystępny, zachowując wspaniałą kulturę języka i trafiając w sedno sprawy. Smaczkiem jest Glenn Gould na fortepianie i Stravinsky, który wpadł podyrygować swój utwór ❤


Nagrania muzyki z West Side Story



Na koniec dwa zabawne fragmenty. Pierwsze powyżej Bernstein masakruje Jose Carrerasa.


Bernstein dyryguje bez rąk



Bernstein sam był wspaniałym dyrygentem. Jako jedyny uczeń w historii dostał od Fritza Reinera ocenę “A” z dyrygentury w jego klasie. Nie mówiąc o tym, że nagrania pod jego batutą są bardzo cenione. Powyżej dyryguje bez rąk, ustami i mimiką!




Na koniec playlista z kilkoma jego piosenkami. Szkoda, że nie będzie mi dane zobaczyć jego występu!

25-08-2018


↑ top | < back