To jest #TWITKAST: cykl nitek, w których w gronie tt.muzyczka rozkładamy na czynniki pierwsze lubiane przez nas albumy (trochę tak jak w podcaście #Płytkast). Codziennie jeden użytkownik/użytkowniczka weźmie na warsztat wybraną przez siebie płytę. Shout out to @ambrozewski
Pewien mędrzec rzekł: polska muzyka dla dzieci jest wspaniała, kto wie czy w ogóle nie najlepsza. Czy jakoś tak. W latach 80. i początku 90., to mogła być prawda. Począwszy od roku 84, czyli od ekranizacji AKP, muzyki dla dzieci było bezliku: Fasolki, N.Kukulska, M. Jeżowska Dwóch takich..., Małe Wu Wu, Zakazany owoc, Wow M.Fronczewskiej, Dyskoteka Pana Jacka i nawet dołożyli się Łosowski, Rynkowski czy Kabaret OTTO. Większość pod hasłem - chcemy stworzyć coś dla dzieci, co się będzie dało słuchać, ale oczywiście za tym szła koniunktura.
Niemniej jednak okazywało się, za muzykę dziecięcą brali ci najlepsi w ówczesnej Polsce, co przy wstrzymaniu swoich ambicji skutkowało popowymi delicjami - ten sam efekt, o który wspomniał w którymś z Płytkastów Borys. Podobnie się stało z Voo Voo.
Zespół, który zaczął od post-punkowego s/t, potem nagrał oniryczną Sno-powiązałkę postanowił za namową Majki Jeżowskiej nagrać płytę z muzyką dla dzieci. Co? Wróć, co ma tutaj robi Jeżowska. Otóż najpierw Jerzy Bielunas, autor tekstów na płytę, poprosił Mateusza Pospieszalskiego o napisanie muzyki do jego kolejnego spektaklu, gdy Majka przypadkowo usłyszała kilka piosenek poleciała do Polskich Nagrań i namówiła dyr. artystyczego, aby to zarejestrować. I tak dziesięcioro dzieci, muzycy Voo Voo w towarzystwie F. Najdenowicz i J. Gawrycha (znakomitego jazzowego perkusisty) w ferie zimowe na 21 dni zamknęli się w studiu, aby nagrać płytę HIP-HOPOWA. Może i przesadzam, ale połowa utworów jest rapowana, na trzech znajdują się skrecze, które są pierwszym nagraniem takowych w Polsce, a do tego czasem to brzmi jak Beastie Boys. Co najlepsze to też płyta z wpływami afrykańskimi (Rogowiecki nawet porównał to do Talking Heads), reggae, dabu, muzyki dalekowchodniej, metalu, blusa czy rocka. Spontaniczne wykony, świetne piosenki, ale to aranżacje najbardziej pracują na wielkość tego albumy. Nietypowe instrumenty, efekty produkcyjne, dodatkowe motywy, zaskakujące syntezatory, to wszystko tworzy ciepły, zapraszający nas na przygody, świat. Co ciekawe dla mnie - ja te utwory poznałem dopiero 8 lat temu, kiedy już byłem dużym chłopcem.
Pozwoliłem sobie wrzucić do jednego te 3 skity (sic!). Tutaj objawiają się Beastie Boysi, mamy skrecze (zresztą zrobione taśmą), Adamczewski i Poznakowska z charyzmą. Swoją drogą - odważne otwarcie płyty: spitchowane wokalne, potężna maszyna perkusyjna, jakieś krzyki, to mogło zrobić wrażenie 88r, ba nawet odrzucić od adaptera, a przecież płyta osiągnęła sukces komercyjny.
Jeśli szukać Talking Heads, o którym wspomniał Rogowiecki, to tutaj. Ciepły głos Waglewskiego w zwrotce skontrastowany z wrzaskiem dzieciaków w refrenie, to fajny patent, do tego kapitalna praca sekcji rytmicznej i gitar. Moje pierwsze łzy pojawiają się, gdy wchodzą dęciaki ze swoim komentarzem, a potem wraz z trzaskiem werbla w ref słyszymy rozkoszną plątanine tancującego radoście basu, janglowej gitarki i wymierzonej w punkt perki. Piękne.
ERRATA: No przecież tutaj punktem odniesienia może być Paul Simon i jego "You Can Call Me Al"
Warto rozmawiać o basie, bo znów kradnie show. Niemniej jednak to cała kapitalnie przemyślana instrumentacja (marimba <3) jest bohaterem. Zwróćcie jak kapitalnie brzmi przejście między mostkiem pod koniec, a powrotem do ost. ref. Za nisko.
W gruncie rzeczy prosty blue-rock z rapowanym wokalem Adamczewskiego, ale sytuacje ratuje M. Pospieszalski rozrywającymi partiami saksofonu w roli refrenu, no i znów pomagający mu cały zespół wtedy stara się kombinować, a nie grać tylko tło.
Kolejny raz aranżacja zwrotki, tym razem karaibska, zniewala. Wszystko tak lekko zagrane, tu i tam pojawiające się klawisze, sekcja dęta znów wzrusza. Za aż 2. m? Otóż mam teorię, że refren jest smutny i tęskny. Nie wiem czy synth gra molowe akordy, ale zmiana klimatu, te akordy, ten fantasmagoryczny tekst wyrażają idealnie nostalgię za kolorowym dzieciństwem.
To jest dla dzieci? Pełna psychodela, zanurzona w głęboko w oceanach i śnie. Usłyszcie jak cała produkcja, wokale Waglewskiego i Fiolki, okazjonalny saksofon pracuje na oddanie podwodnego klimatu. Jeden z lepszych aranży w historii polskiej piosenki.
Doceniam ten utwór, za formę, za skuteczność, ale generalnie odstaje od innych bogatych aranżacji. Fajny ten klawisz i właśnie przełamanie o grzecznych dzieciach.
Niestety utwór irytujący i wokalami, i tym "cia, cia, cia", jak i stylizacją, która jest zbyt wprost, jak dla mnie. Uroczy tekst o mamie - o mamy są super, to prawda.
Wszystko mnie tutaj wzrusza: otwarcie, kapitalna Marysia Stokłosa, idealna narracja. Aranżacja tak organiczna, że aż namacalna, saksofon, który łamie serce i jak sami nie ryczycie na kodzie, to macie twarde serducho albo w ogóle go nie macie. Jedna z piękniejszych polskich piosenek. PS. "Jak tata z mamą tańczy / To mama się uśmiecha / I mówi, że nieważny kurz" - panie Bielunas - dziękuję za tekst całej piosenki. PS2. Wybrałem ten utwór w trakcie podziękowania dla rodziców na moim weselu.
King Crimson, metal w dziecięcym wydaniu (znów rap). Do tego free odjazd w połowie piosenki z saksofonem basowymi w roli głównej. i to wszystko dla naszych dzieci? Jak tak można? Bardzo mnie to cieszy.
Trochę mnie denerwuje, że to brzmi jak nie wykorzystana okazja na lepszy numer, bo to jak się zaczyna obiecuje jakieś The 1975 (xD). Chyba znów przesadziłem.
Bardzo lubię kołysanki na koniec płyt (a la Biały Album) i mi się w sumie bardzo podoba, ale też za bardzo zapowiada mi przynudzanie Voo Voo w późniejszym okresie. Przysnąłem - i dobrze!
oryginał: https://twitter.com/CiachKrzysztof/status/1602639716909817859